Ogród


(bp Juliusz Bursche w ogrodzie "Zacisza", początek XX w.)


Obecny ogród otaczający "Zacisze" w niczym nie przypomina swojego poprzednika z lat minionych. Okrojony, nie posiada już wspaniałych okazów krzewów i kwiatów sprowadzanych z daleka, pieczołowicie sadzonych i pielęgnowanych przez swojego pierwszego właściciela. Nie istnieje też budząca zachwyt i zazdrość jednocześnie słynna aleja różana. Zaciszańskie świerki i buki porastające stromą skarpę osiągnęły przez ostatnie kilkadziesiąt lat imponujące rozmiary i obecnie zasłaniają prawie cały widok na dolinę Wisły. Po rozbudowanej sieci alejek i schodków nie ma obecnie śladu, a w miejscu charakterystycznej drewnianej bramy stoi obecnie betonowy parking pobliskiej noclegowni. Nadal granicę działki Zacisza od południowego zachodu stanowi nabrzeże rzeki Wisła, a od południowego wschodu potok Czerhli. Teren powyżej budynku, porośnięty niegdyś przez las mieszany, obecnie należy do osobnej zabudowanej działki.

(brama prowadząca na teren ogrodu "Zacisza", początek XX w.)

(widok z frontowego balkonu "Zacisza" w kierunku północnym na Czantorię, po prawej widoczna willa "Słoneczna", początek XX w.)


Aby uzmysłowić sobie, jak to miejsce wyglądało kiedyś, przyjrzyjmy się mapce poglądowej sporządzonej przez zaciszańskiego ogrodnika Jana Gluzę, który przez wiele mieszkał w pokoiku w przyziemiu. Więcej na temat rodziny Gluzów można przeczytać we wpisie bloga "Gluzowie - niezwykła historia". Widoczna na planie „golgota” (ówcześnie północno-zachodnia granica działki) to potoczna nazwa stromych schodków prowadzących wprost do drewnianego mostu rozpiętego wówczas między dzikimi brzegami Wisły, notabene wiele razy znoszonego przez wartki wiosenny nurt rzeki, a następnie odbudowywanego. Obecnie mostek nie istnieje, ale został uwieczniony przez pannę Lizę von Everth w 1909 r. na ścianie murowanego przewodu kominowego w głównym pokoju "Zacisza" oraz na zdjęciach.

(mapka ogrodu "Zacisza" z książki Zachowane w pamięci. Ludzie wiślańskiego "Zacisza" Stanisławy Valis-Schyleny)


(mostek przed rzekę Wisłę poniżej "Zacisza", początek XX w.)


Wychodząc z założenia, że najbardziej wartościowe są relacje osób, które żyły w interesującej nas epoce, przytaczamy tutaj fragmenty z książeczki W "Zaciszu" wiślańskim ks. Andrzeja Wantuły z 1935 roku:

Lwią część czasu pochłaniała ks. Biskupowi praca w ogrodzie. Jako miłośnik przyrody, postanowił ks. Biskup otoczyć swą willę najpiękniejszymi, a nieraz i najdroższymi okazami. W tym celu sadził rok za rokiem w ogrodzie najróżniejsze drzewa, krzewy i kwiaty, sprowadzane często z daleka, a zwłaszcza oddawał się pielęgnowaniu róż. Praca ta, prowadzona z zamiłowaniem przez długie lata, uczyniła z ogrodu położonego w terenie górzystym i na wyjałowionym gruncie, prawdziwy ogród botaniczny, kwitnący wiosną i latem najcudowniejszemi barwami flory wiślańskiej i obcej. Rychło też stał się ogród sławnym w okolicy i nieraz przyjeżdżano i przyjeżdża się dziś i z daleka, aby go oglądać. Wywarł on także niemały wpływ na miejscową ludność, której wierzyć się wprost nie chciało, by wiślańskie ugory można zamienić na tak żyzny, kwitnący zakątek. Porównanie ogrodu ks. Biskupa z ogrodem botanicznym nie jest wcale wielką przesadą. Trzeba być dobrym znawcą flory, aby rozpoznać i ocenić te wszystkie okazy, jakie się tu znajdują. Bo czegóż tu nie ma? Są najrozmaitszego gatunku sosny i świerki, jodły i cyprysy, modrzewie i tuje, jest cis należący do wielkich rzadkości, są najwspanialsze okazy róż i mnóstwo, mnóstwo kwiatów. Aby to wszystko wymienić, trzebaby się wpierw oddać studjom botanicznym, lepiej więc nie próbować podawać suchego spisu, bo łatwo mogłyby wkraść się do niego błędy. Ogród ten to duma ks. Biskupa i królestwo, w którem on jedyny niepodzielnie króluje. By mieć pojęcie czem ten ogród dla ks. Biskupa był i jest, trzeba Go widzieć, gdy z miłością i uśmiechem pokazuje swoje cuda, rozjaśniony, rozpromieniony, szczęśliwy.

(Intensywna praca w ogrodzie "Zacisza", w białym kapeluszu widoczny bp Bursche, początek XX w.)

Na dokładny opis zaciszańskiej roślinności, który dla ks. Wantuły był zbyt wymagający, pozwoliła sobie pani Stanisława Valis-Schyleny, powojenna mieszkanka domu, w swojej książce Zachowane w pamięci. Ludzie wiślańskiego "Zacisza".

Naliczono, że w okresie międzywojennym rosło tu aż trzynaście gatunków drzew iglastych. Różnego rodzaju świerki, pospolite i srebrzyste sosny, także czarna, jodły, cisy, nieraz tak posadzone, że z jednych korzeni wyrastały trzy konary. Piękne okazy cyprysów, w tym piękny okaz cyprysika groszkowego, kilka gatunków zimą zielonych tui posadzonych szeregowo wyznaczały spacerowe aleje. Z drzew liściastych urodą wyróżniały się buki czerwone, klony złociste i czerwone. Rzadki okaz tulipanowca o żółtych kwiatach (…). Ceniono także ozdobne kwitnące krzewy. Były kwitnące wcześnie magnolie, krzewy cisu o zielonych i żółto-zielonych szpilkach. Wiosną kwitły białe i liliowe bzy, krzewy biało kwitnącego jaśminu osłaniały dyskretnie komórkę i wygódki. Po frontowej południowej ścianie willi aż do dachu piął się kokornak wielkolistny z malutkimi fajeczkami kwiatów. Akacja, złotokrzew i żylistek wzbogacały florę ogrodu. Nasłonecznioną zachodnią część ogrodu w sąsiedztwie willi zamieniono na sad owocowy z kilku gatunkami jabłoni, najsmaczniejszą papierówką, gruszami, śliwkami węgierkami i żółtymi mirabelkami, także orzechami włoskimi i laskowymi. Rzędami rosły krzewy porzeczki czerwonej, czarnej i białej, agrestu, osobny kącik miały doskonałe maliny ogrodowe.

(ogród "Zacisza", początek XX w.)

Praca w górskim ogrodzie była dla Juliusza Bursche formą czynnego wypoczynku podczas corocznych pobytów w "Zaciszu" w okresie od początku lipca do drugiej połowy września. Nie stronił od niej nawet w podeszłym wieku i to mimo częściowego inwalidztwa (stracił stopę w nieszczęśliwym wypadku). Z relacji wnuka Biskupa, Tadeusza Wegenera wiemy, iż krzaki różane posiadały metalowe tabliczki na których specjalnym tuszem wypisane były ich nazwy. Z kolei wnuczka Jadwiga Gardawska pamięta spacery, podczas których dziadek swoją laską podnosił różane gałązki tak, aby mogła ona odczytać ich nazwy. W rodzinnym archiwum zachował się dyplom wydany Juliuszowi Burschemu przez Śląską Izbę Rolniczą w Katowicach za „wzorową produkcję ogrodniczą” z 14 sierpnia 1936 r.

(ogród "Zacisza", w środku bp Juliusz Bursche, początek XX w.)