Helena Bursche - ewangelicka emancypantka

W informatorze Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Świętej Trójcy w Warszawie ukazał się tekst autorstwa Aleksandra Łupienki pt. "Helena Bursche (1886-1975) - ewangelicka emancypantka". Praprawnuk bpa Burschego na 20 stronach przedstawił życiorys najstarszej córki biskupa. W artykule znajdziemy wiele ciekawych informacji, które wcześniej nie były nigdzie publikowane. Za zgodą autora publikujemy tu wybrane fragmenty.
Z okresu dzieciństwa Heleny mamy bardzo mało wiadomości. Życie rodziny kręciło się wokół bardzo aktywnej działalności jej ojca, który został wybrany trzecim pastorem w Warszawie, a potem szybko awansował: między warszawskim mieszkaniem pastorskim przy ul. Królewskiej, blisko budynku kościoła św. Trójcy, a zakupioną w 1903 r. posiadłością w Wiśle. Z tej ostatniej zachowały się liczne zdjęcia, na których widać córki Juliusza na wielkim terenie posesji oraz na wycieczkach górskich, które Helena z pewnością polubiła. W Warszawie rodzina zajmowała frontowe mieszkanie na pierwszym piętrze w kamienicy przy ul. Królewskiej 195. Z dzieciństwa Helena na pewno pamiętała wizyty współpracowników ojca, a także oficjalnych gości, w tym obiady wydawane corocznie w pierwszym dniu synodów kościelnych. (...)
Kim była Helena Bursche po ukończeniu pensji? Raczej nie przejawiała sympatii dla idei rewolucyjnych, nie była też zagorzałą „rewolucyjną” emancypantką w rodzaju Pauliny Kuczalskiej--Reinschmitt i środowiska warszawskiego czasopisma „Ster”. Nie można zapominać, że była córką pastorską i najprawdopodobniej zwolenniczką emancypacji w bardziej konserwatywnym wydaniu, w czym pobyt na pensji pani Hoene mógł ją utwierdzić. Jak pokazała swoim życiem, walczyła o edukację kobiet, o to, by kobiety potrafiły być samodzielne i zaradne życiowo. Nie były to jednak idee nowe, ich źródła można już znaleźć w działalności pierwszych „entuzjastek” z pokolenia Narcyzy Żmichowskiej (ur. w 1819 r.) i w pozytywistycznej publicystyce redaktorów warszawskiego „Bluszczu”, gdzie rolą kobiety była nadal szeroko pojęta opieka nad domem i rodziną, ale rola aktywna, ze świadomością realiów świata i fachową wiedzą. Świat Heleny Bursche był mniej światem walczących o prawa wyborcze i „palących gorsety” feministek, a bardziej światem kobiecego samokształcenia w duchu Emancypantek Bolesława Prusa. Co więcej, Helena – a tego jestem pewny – nie przeżywała większych kryzysów wiary. Raczej obce były jej rozterki Zofii Nałkowskiej, wychowywanej przez ateistycznie nastawionego do świata ojca, znanego geografa Wacława, czy też rozterki młodego Lwowianina Jana Parandowskiego, opisane barwnie w jego Niebie w płomieniach. Nastrój religijny przepajający mieszkanie przy ul. Królewskiej i głęboka wiara jej rodziców z pewnością był dla niej solidnym fundamentem w życiu i późniejszej działalności.  (...)
(..) gimnazjum, które otrzymało imię księżny Anny Wazówny i w której funkcję dyrektorki od początku objęła moja bohaterka (Helena Bursche). Przyjmowało przez cały okres działalności placówki uczennice różnych wyznań: obu ewangelickich, rzymsko-katolickiego, a także judaistycznego. Według przedwojennych statystyk podanych przez Helenę Bursche uczennice pochodziły w 35,1% z rodzin urzędniczych, w 17,9% z rodzin inteligenckich, w 8% z rzemieślniczych, w 7,3% z robotniczych i rolniczych, w 6,6% z przemysłowych, w 6,6% z kupieckich, w 5,3% z wojskowych i 1,3% z ziemiańskich. Mimo, że szkoła była prowadzona na bardzo wysokim poziomie i była dość droga (75‒100 złotych rocznie), nie było tu atmosfery elitaryzmu, co zawdzięczała szkoła na pewno osobowości Heleny, przekonanej demokratki. Po latach podkreślała fakt równości w szkole wszystkich bez względu na wyznanie. Wychowywano przede wszystkim ludzi, jak się wyraziła, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ideały, jakie wyniosła z obu szkół żeńskich, z którymi miała w życiu najwięcej styczności, prowadziły ją potem jako dyrektorkę, o czym świadczy najlepiej program i dzieje szkoły w okresie jej istnienia w latach 1925‒1944. Do nich zaliczyć można równe traktowanie uczennic, dyskretne wspieranie gorzej sytuowanych materialnie spośród nich: poprzez zniżki w opłatach za szkołę, inicjatywy wysyłania pozostających w mieście w wakacje uczennic na darmowe kolonie, a także upusty w cenie obiadów (i Aniela Hoene, i Wanda Szachtmajerowa wyznawały tę zasadę), nacisk na dostarczenie praktycznej, a nie tylko teoretycznej wiedzy, którą uczennice mogły wykorzystać w celu osiągania wytyczonych celów w życiu, a także budzenie miłości do ojczyzny, inaczej niż pod zaborami, mającej już konkretny materialny kształt własnego państwa, z jego godłem i instytucjami. 
Przez cały okres do drugiej wojny światowej miała zwyczaj wyjeżdżać corocznie za granicę, choć mało wiemy o szczegółach tych wyjazdów. Corocznie z rodzicami wyjeżdżała na wakacje do Wisły, gdzie spędzała sierpień. Zachowały się zdjęcia z wycieczek, które odbywała z młodszym pokoleniem rodzinnym, urodzonym w latach 1916‒1925. 
Oprócz tego Helena pomagała w nauce następnemu, urodzonego już po wojnie pokoleniu dzieci bratanicy Jadwigi Bursche z męża Gardawskiej: Julkowi i Ani oraz wnukowi architekta Teodora Burszego, Piotrowi Góreckiemu. Do dziś wspominana jest jej niezwykła cierpliwość i fachowe pedagogiczne podejście. Do późnej starości udzielała także płatnych korepetycji językowych młodzieży spoza rodziny. Wyjeżdżała też na pobyty wakacyjne do Wisły oraz do sanatoriów w innych miejscowościach, póki mogła, wciąż spacerując po górach z siostrą Marią, jak za dawnych czasów z początku wieku. Miały one także swój wymiar praktyczny. Jak pisał Tadeusz Wegener:
„Mimo tych urlopów połączonych z kuracją, ciocia Lunia i tak była zmuszona wyjeżdżać do Wisły, aby zarządzić potrzebne remonty w „Zaciszu”, bo zawsze coś tam w drewnianym domu wymagało wymiany. Do tych wyjazdów ciocia Lunia już nie miała sił, gdy tymczasem ciocie były zmuszone sprzedać 23 marca 1970 roku połowę ogrodu pod budowę hotelu („albo dobrowolnie sprzedasz, albo cię wywłaszczymy” – według obowiązującej zasady w PRL). Ciocie długo się zastanawiały, ale ostatecznie 7 grudnia tegoż 1970 roku sprzedały samą willę z resztą ogrodu. Tak skończyła się dla rodziny historia „Zacisza”, która trwała… 67 lat. Tam wychowywały się latem trzy pokolenia rodziny (…)”.  
W ostatnich latach życia opiekowała się Heleną jej dziesięć lat młodsza siostra Aniela, a na koniec diakonise z Dzięgielowa, które ją wzięły do siebie na ostatnie dni jej życia i gdzie zmarła 28 kwietnia 1975 r., czyli dokładnie 45 lat temu. Pogrzeb w dniu 3 maja (symboliczna data) na cmentarzu ewangelickim przy ul. Młynarskiej był z oczywistych względów bardzo tłumny, a przemowę miał ks. prof. Woldemar Gastpary. W 1978 r. powstało Koło Wazowianek przy Oddziale Stare Miasto Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, które pielęgnowało przez długie lata pamięć dyrektorki. Dziś niestety nie ma ich już z nami.

Zdjęcie tytułowe - Helena Bursche we wnętrzu salonu mieszkania pastorskiego przy ul. Królewskiej.

Helena Bursche z bratem Stefanem i stryjem Emilem na wyciecze w Wiśle, ok. 1903 r. 

thumbnail 1jpg
Helena Bursche z bratanicami Jadwigą (Jagodą) i Marią (Maliną) Bursche. Pabianice, lata 30. XX wieku. 
thumbnail 2jpg
Helena Bursche druga od prawej. W środku od lewej biskup Juliusz Bursche z żoną Amalią Heleną oraz Tadeusz Wegener. Na dole siedzi Maria Bursche. Od lewej stoją Jadwiga i Maria Bursche, czwarta od lewej stoi Aniela Bursche. Z tyłu stoi Henryk Wegener. Druga połowa lat 30. XX wieku, przed willą "Zacisze", Wisła. 
img078jpg
Maria (po lewej) oraz Helena Bursche (w środku) wraz z Jadwigą Gardawską (po prawej) i dziećmi: Anią i Julkiem, Wisła rok 1955. 
img417jpg