Żona i dzieci

Pobyt w Dorpacie był kluczowy dla losów przyszłego księdza z jeszcze jednego powodu. Tam właśnie młody Juliusz Bursche poznał i zaprzyjaźnił się z Alfredem Krusche. Pochodzący z zamożnej fabrykanckiej rodziny, władającej wielką przędzalnię bawełny w Pabianicach, posiadał sześcioro rodzeństwa, w tym tylko jedną, ukochaną przez braci, siostrę – Amalię Helenę Krusche. 22-letni Juliusz oświadczył się jej i został przyjęty, ślub odbył się 18 listopada 1885 roku w Łodzi. Urodzona w 1863 roku Helena (używała drugiego imienia) była córką Beniamina Karola Krusche oraz Pauliny z domu Bidermann. Dwóch jej wujków, będących braćmi jej mamy, Eugeniusz oraz Gustaw było zasłużonymi księżmi protestanckimi. Posag wniesiony przez małżonkę był istotnym zastrzykiem finansowym dla młodego małżeństwa i pozwolił m.in. sfinansować budowę willi "Zacisze" w położnej w beskidzie żywieckim Wiśle.

(Amalia Helena Bursche z domu Krusche, żona Juliusza)


Wszystkie dzieci Juliusza Burschego oraz Amalii Heleny urodziły się w XIX wieku. Jako pierwsza przyszła na świat Helena urodzona w 1886 roku w Wiskitkach, gdzie jej ojciec był proboszczem w miejscowym kościele. Ukończyła Wydział Historii Uniwersytetu Warszawskiego i przez długie lata była dyrektorką żeńskiego gimnazjum im. Królewny Anny Wazówny przy parafii Św. Trójcy w Warszawie. Była bardzo ceniona przez swoje uczennice, które do dziś dzień spotykają przy jej grobie na cmentarzu ewangelickim w Warszawie w każdą rocznicę jej śmierci. Zmarła po wieloletniej chorobie w 1975 roku.


(Helena Bursche ze swoim wujkiem Emilem Bursche, początek XX w.)

Również w Wiskitkach urodził się małżeństwu Burschów Stefan, jedyny syn. Znany był z zamiłowania do chodzenia i wspinania się po górach a także pasjonował się fotografią. Zdecydowana większość zdjęć zamieszczonych w galerii jest jego autorstwa. Po studiach w Grazu w Austrii i w Darmstadt w Niemczech i po uzyskaniu tytułu inżyniera uzyskał kolejno w Towarzystwie Akcyjnym J.John w Łodzi, następnie w Towarzystwie Akcyjnym Wyrobów Bawełnianych Ludwika Geyera. Wreszcie objął stanowisko członka dyrekcji w przędzalni bawełny „Krusche i Ender”. Ożenił się z Zofią Kopczyńską z Łodzi, mieli dwoje dzieci Jadwigę i Marię. Rozstrzelany został już w 1940 roku przez hitlerowców w lasach Lućmierskich za swoją nieprzejednaną propolską postawę. Miejsce jego pochówku jest nieznane.

(Stefan Bursche, początek XX w.)


Dwa lata po Stefanie urodziła się Maria, w młodości wychowawczyni w gimnazjum im. Królewny Anny Wazówny. Niezamężna, zmarła 1974 roku.


(Maria Bursche w ogrodzie Zacisza, początek XX w.)


Urodzona w 1893 roku Julia, jako jedyna z trzech sióstr Bursche wyszła za mąż. Wybrańcem jej był inżynier Herman Wegener, dyrektor elektrowni tramwajowej na Woli w Warszawie (obecnie w historycznym budynku muzem mieści się Muzeum Powstania Warszawskiego). W czasie I wojny światwoej małżonkowie byli zesłani do Rosji. Na wygnaniu urodził sie ich pierworodny syn Henryk, późniejszy ksiądz i więzień obozu koncentracyjnego. Drugi syn, Tadeusz Wegener, inżynier łączności, przez większość życia gromadził pamiątki po swoim dziadku biskupie ks. Juliuszu Bursche a zwieńczeniem jego badań była książka Juliusz Bursche biskup w dobie przełomów, która ukazała się w 2003 roku nakładem wydawnictwa „Augustana”. Mąż Herman został roztrzelany podczas powstania warszawskiego na Woli a sama Julia przez pewien czas była zesłana do pracy w III Rzeszy. Zmarła w wyniku poważnej choroby w 1965 roku.

(Julia Bursche widoczna jest pierwsza od prawej, Wisła, początek XX w.)


Najmłodsza córka Nela urodziła się w 1896 roku. Po odebraniu wykształcenia i nauce języków obcych została profesjonalna stenografką, czemu zawdzięczała swoją obecność w delegacji polskiej na konferencji pokojowej w Rydze w 1920 roku. Przez pewien czas adorował młodą Anielę Władysław Anders, przyszły generał, jednak został odrzucony. Z kolei narzeczony, również wojskowy – oficer kawalerii, Jan Weiss zmarł na wyrostek robaczkowy niedługo przed planowanym ślubem. Po tej tragedii Aniela pozostała niezamężna do końca życia. Zginęła pod kołami samochodu w tragicznym wypadku w Warszawie w 1980 roku.

(Najmłodsza Aniela widoczna jest na dole, Wisła, początek XX w.)


Ks. biskup Juliusz i Amalia Bursche mieli piątkę dzieci ale już tylko czoworo wnuków (Henryk i Tadeusz Wegenerowie, synowie Julii oraz dwie córki Stefana – Jadwiga i Maria). Obaj synowie Julii przeżyli wojnę ale Henryk zmarł już w 1952 roku na gruźlicę, której nabawił się w obozie koncentracyjnym. Z kolei drugi syn Tadeusz, żonatay z Marią z domu Sachs, nie miał potomostwa. Z pośród dwóch wnuczek tylko Jadwiga wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci. Obecnie na świecie żyje już pokolenie prapraprawnuków biskupa Burschego.

Juliusz i Amalria Bursche wychowywali swoje dzieci w duchu polskiego patryiotyzmu, oczywiście jednocześnie z szacunkiem odnosząc się do swoich niemieckich korzeni czy do posiadająch niemiecką tożsamość członków rodziny. Za przykład tego wychowania niech posłuży treść kartki pocztowej wysałanej przez superintendenta Bursche do syna Stefana na początku XX:

(adresowanej: „Stefan Bursche in Sommerstein bei Saalfeld a/S, Deutschalnd, Thuringen”):

Luzern. 30.VII.01. Kochany Stefku! Niedaleko miejsca, w którym się znajduje jest kaplica, którą widzisz na karcie. Postawiona została na pamiątkę męża, który za wolność życie oddał, męża pełnego odwagi i szlachetności. Takim chciałbym i Ciebie, mój jedynaku, kiedyś widzieć. Kochający Cię gorąco Tatuś”.


Sylwetka

(opracował Juliusz Gardawski)

Na pytanie o charakter ojca córka biskupa Nela dała taki opis: „Ojciec zawsze cieszył się żelaznym zdrowiem, nie wiedział, co to choroba, był ogromnie zahartowany, wiele przetrzymywał. Szkoda mu było dnia, więc na wizytacje jeździł zawsze nocą, a w dzień odprawiał nabożeństwa, odbywał narady, przeprowadzał kontrole i wracał do domu w pełni sił. Jadł niezwykle mało, tak że może nie tak bardzo boleśnie odczuwał głodowe racje, gdy znajdował się w obozie, do którego nie wolno było przesyłać paczek.”

A jaki był biskup w życiu codziennym? W opiniach bliskich chętnie skupiał się na pracy chociaż umiał odpoczywać. Gdy po kolacji siadał by pracować, przygotowywać materiały, odpowiadać na listy, wydawało się, że nie odchodził od biurka do samego rana. Potrzebował mało snu – normą było pięć godzin.

Biskup Bursche był człowiekiem wielkiej odwagi, miał poczucie misji i w jej imię działał przez całe życie niezwykle energicznie, wchodząc niekiedy w ostre konflikty. O tym wymiarze jego życia napisano wiele, niniejszy szkic nie będzie nawiązywał do tego złożonego wątku. Natomiast można postawić pytanie, jak ten człowiek odwagi i walki był widziany w perspektywie rodzinnej? Wnukowie zwracali uwagę w pierwszym rzędzie na spokój, wyważony stosunek do bliźnich. Gdy ich babcia, żona biskupa wypowiadała ostrzejsze czy bardziej krytyczne oceny o ludziach, biskup zwykle je stonował. Charakterystyczne było także, że gdy w społecznym otoczeniu zaczynały rodzić się obawy czy nastroje paniczne, Juliusz Bursche zwykle zajmował postawę tonizująca i optymistyczną. W listach cytowanych przez ks. profesora Woldemara Gastparego pojawiał się optymistyczny ton, zarówno przed wybuchem pierwszej jak drugiej wojny światowej – biskup liczył, że jednak szaleństwo nie ogarnie społeczeństw. Oczywiście dostrzegał dramatyczne procesy społeczne, bardzo go one niepokoiły. Tak było w 1933 roku, gdy w Berlinie miał okazję widzieć hitlerowski marsz z pochodniami. Biskup pisał o tym wydarzeniu: „(…) nadchodzą ciężkie czasy, ale nigdy nie uważałem za możliwe, że nacjonalizm przyjmie takie rozmiary i otumani cały naród. Przez całe Niemcy przechodzi dziś duch sierponia 1914 r. (…) Mówienie o porozumieniu wydaje mi się być prawie iluzją. Z wielką troską spoglądam w przyszłość”. Optymizm biskupa Burschego nie był z pewnością optymizmem naiwnym, świetnie zdawał sobie sprawę z zagrożeń, nie odbierało mu to jednak motywacji do trwania przy raz obranym kierunku i przekonaniu, że doprowadzi on w dłuższym okresie do pozytywnego efektu.

Radził sobie dobrze ze stresami. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że wyważony stosunek do otoczenia, optymizm, energia, gotowość podejmowania walki były funkcją nie tylko cech charakteru, lecz także mocnego oparcia w najbliższym kręgu: braciach, zwłaszcza w ks. profesorze Edmundzie i mec. Alfredzie, w kręgu księży dorpatczyków i w grupie księży którzy zostali przez niego samego ordynowani. Obok nich była także liczna grupa wspierających go luteran o znaczącym statusie społecznym i ekonomicznym. Miał jednak oponentów nie tylko w luteranach o niemieckiej identyfikacji narodowej, miał ich także w środowisku luteran pogranicza narodowościowego (m.in. „ślązakowców”) i Polaków. Można sądzić, że radzenie sobie z piętrzącymi się trudnościami i stresami ułatwiały biskupowi jego pasje, pozwalały mu one redukować napięcia. Chcę odnieść się do niektórych z nich, podkreślając że nie jest to charakterystyka kompletna. Na pierwszym miejscu, nie tylko ze względu na miejsce, w którym odbywa się Forum, trzeba wymienić wiślańskie "Zacisze" i zaciszański ogród. Na drugim miejscu otwartość na świat i pasje turystyczne i w końcu muzyka. Muzykalność biskupa powracała w wielu rodzinnych relacjach o jego upodobaniach.

Zwyczaj, że z Zacisza wychodzi się na spacery i wycieczki, oraz kultywowana w kręgu rodzinnym wiedza o górach i otaczającej przyrodzie brały swój początek z pasji turystycznej ks. Juliusza Burschego. Być może turystyką zainteresował się Juliusz Bursche w Dorpacie. Z relacji ks. Henryka Bartscha wynikało, że studenci dorpaccy mieli zwyczaj zwiedzać okolice Dorpatu i wielu z nich podejmowało wakacyjne wyprawy. Ks. Bursche, sam zapalony turysta, od młodych lat przyzwyczajał swoje dzieci do wyjazdów letnich, często zagranicznych i do pieszych wycieczek. Przed 1902 rokiem, czyli w okresie poprzedzającym wakacje wiślańskie, były to letnie wyjazdy do Turyngii i wycieczki po tamtejszych górach. Biskup jeździł także do Szwajcarii. Z takiej właśnie wyprawy, połączonej z pieszymi wycieczkami, zachowała się wzruszająca karta przesłana stamtąd do kilkuletniego syna Stefana, któremu za wzór do naśladowania w patriotyzmie wskazywał Wilhelma Tella.


(Bp Juliusz Bursche jako uczestnik wycieczki wysokogórskiej)


Ks. Bursche lubił Tatry i był w nich kilkakrotnie. Z dwóch podróży w Tatry zachowały się zdjęcia w archiwum Stefana Burschego. Jedna wyprawa była podjęta z bratem Emilem i ze Stefanem. Ze zdjęć wynika, że docierali do najwyższych partii gór. Byli zaopatrzeni w lornetki, manierki, plecaki i na jednym ze zdjęć widać jak zmagali się z wiatrem w wysokich partiach gór. Innym razem był z synem i córką Heleną. W pierwszej i drugiej zarejestrowanej na kliszach wyprawie towarzyszył im profesjonalny przewodnik w stroju góralskim z duża przewodnicką blachą. Nie były to więc spacery, lecz regularne wyprawy w góry. Inne zdjęcie, odnalezione niedawno, ukazuje biskupa i córkę Helenę w przed schroniskiem Beskidenverein na Babiej górze.

(Od prawej: bp.Juliusz Bursche z córką Heleną, nieistniejące już schronisko na Babiej Górze)

(Od lewej: bp Juliusz Bursche z córką Heleną, przewodnik tatrzański)


W 1910 roku biskup uległ wypadkowi, trzeba było zastąpić zmiażdżoną stopę protezą. To oczywiście uniemożliwiło chodzenie na takie wycieczki, jakie w przeszłości. Niemniej nawet z protezą biskup chadzał na bliższe spacery.

Biskup Bursche często jeździł za granicę w sprawach Kościoła, zwłaszcza do Szwecji, do Niemiec, Wielkiej Brytanii, na Łotwę, jeździł także za granicę turystycznie. Warto dodać, że pasje turystyczne nie były obce innym warszawskim księżom, ks. Julianowi Machlejdzie, a zwłaszcza poprzednikowi ks. Burschego ks. Henrykowi Bartschowi, zapalonemu orientaliście i badaczowi ludów północnej Syberii. Wśród podróży zagranicznych najdalszą był wyjazd ks. Burschego ze szwagrem, Julianem Kruschem na Wystawę Światową do Chicago w 1893 roku. Było to wówczas przedsięwzięcie kosztowne i wielotygodniowe.

Zainteresowanie turystyką zostało przekazany dzieciom biskupa. Trzy niezamężne córki jako dorosłe osoby jeździły corocznie na wycieczki do stolic europejskich i po ich zakończeniu przyjeżdżały do Wisły na krótki odpoczynek. Zdawały wówczas relacje z podróży. Syn Stefan stał się natomiast zapalonym turystą wysokogórskim, był członkiem Łódzkiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Podobnie jak ojciec był szczupły, wytrzymały, zahartowany. Jego córka, Jagoda mówiła: „corocznie jeździł w góry z Towarzystwem Tatrzańskim z Łodzi. Była tam grupa panów, z którymi stale chodził. Kochał góry i powtarzał, że bardziej lubi wędrówki górskie niż zwiedzanie murów miast. Z wycieczek pisał do nas dużo kartek telegraficznym stylem – co widział, jaką miał pogodę, że tu bardzo ładnie a tam mniej. Marzył o wejściu na Matterhorn, miał dużo książek o tym, gdyby żył, to na pewno by pojechał”. Planom tym przeszkodził wybuch II wojny światowej i tragiczna śmierć jedynego syna biskupa. Jak już zostało wspomniane, Stefan Bursche został rozstrzelany przez nazistów w lutym 1941 roku.

(Stefan Bursche, Bobolice 10 maja 1914 r.)


Biskup Bursche był bardzo muzykalny, podobnie jak pozostali bracia Burschowie. Muzykalność ale także wiedza muzyczna ks. Burschego uwidoczniła się podczas prac nad warszawskim śpiewnikiem ewangelickim (wcześniejszy śpiewnik warszawskiego konsystorza był śpiewnikiem niemieckim). Pracę nad śpiewnikiem podjęło czterech księży, którzy wysyłali do siebie zeszyty z tłumaczeniami pieśni, własnymi propozycjami i komentarzami do propozycji kolegów. Jak wynika z jednego z zachowanych zeszytów, ks. Bursche miał duży udział w opracowaniu melodii pieśni, miał także swój udział w tłumaczeniach.

W Zaciszu było pianino, na którym biskup niekiedy improwizował. Podczas świąt Bożego Narodzenia, gdy na Wierzbowej gromadziła się rodzina warszawska i rodzina syna Stefana, który przyjeżdżał z córkami z Pabianic, śpiewano kolędy do akompaniamentu grającego na fortepianie biskupa. Jak zapamiętał wnuk Tadek, do rytuału w domu biskupa należało także szukanie w Boże Narodzenie stacji radiowych nadających bicie dzwonów z różnych katedr i ważniejszych kościołów, w tym także dzwonów betlejemskich, rozpoczynających nabożeństwa pasterkowe. Podczas wizyt w domu Alfreda Burschego w podwarszawskich Chyliczkach biskup wraz braćmi mieli zwyczaj słuchać płyt z muzyką poważną. Alfred, często wyjeżdżający za granicę, miał bardzo dużą kolekcję dobrych płyt i nowoczesne urządzenia do ich odtwarzania. Jak wspominała wnuczka Jagoda, gdy dziadek z braćmi słuchali muzyki młodzież obowiązywała cisza, wykluczone było hasanie pod oknami.

Muzyka dawała biskupowi chwile wytchnienia. Wnuk Tadek, często bywający w domu na Wierzbowej, widywał biskupa słuchającego w skupieniu koncertów muzyki poważnej nadawanej przez radio.